czwartek, 25 listopada 2010

Wieczór pod gwiazdami

Na misji trzeba liczyć się ze wszystkim. Plany można zostawić w kraju. Za to zawsze należy mieć przy sobie margines czasu i cierpliwości, bo w ciągu kilkunastu minut wszystko może się zmienić.
Patrol miał wyjechać około południa, potem popołudniu, w końcu wieczorem opuściliśmy bazę. Około godziny 17 zaczęło robić się zimno, jeszcze gorzej było później. Żołnierze jednak cały czas byli w pełnej gotowości. Moja kamizelka, która po kilku godzinach zaczęła ciążyć, jest o wiele lżejsza od wojskowej, gdzie jest dodatkowe wyposażenie. Do wszystkiego należy doliczyć broń. Jednak nikt nie narzekał. Wręcz przeciwnie podgrzewali temperaturę opowieściami i żartami. - Jesteśmy tu jak jedna wielka rodzina - mówili żołnierze z jednostki ze Świętoszowa.
Ostatecznie mój pierwszy wyjazd zakończył się dwa kilometry od bramy bazy. No cóż ... margines się przydaje. Może w chłodzie, ale za to pod gwiaździstym niebem spędziłam czas z fajną i dość wielką familią.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz