niedziela, 29 maja 2011

Broń na pokaz

Latem 2007 roku w wyniku ostrzału afgańskiej wioski zginęło sześciu cywili, w tym kobiety i dzieci. Zarzuty usłyszała siódemka żołnierzy z 18. Batalionu Desantowo-Szturmowego z Bielska-Białej. Za kilka dni poznamy wyrok w sprawie Nangar Khel. Ale czy w ogóle powinno do niej dojść?
Skutki postawienia chłopaków przed sądem wojskowym są odczuwalne do teraz. - Żołnierze boją się strzelać - usłyszałam od generała Waldemara Skrzypczaka. - Nie chcą, aby ich uznano za ludobójców.

Coś w tym jest... Patrol dostaje się pod ostrzał. Część żołnierzy sprawdza wioskę, skąd padły strzały. Pozostali zabezpieczają teren. Po kilku godzinach chłopaki dostają się pod ostrzał moździerzowy, w stronę rosomaków lecą RPG. Zamykają się opelotki. Kierowca dodaje gazu. Zaczyna się poszukiwanie rebelianta. Ten zapada się jak kamień w wodę.
Zastanawia mnie dlaczego od razu nie zaczęto strzelać w stronę skąd nadszedł atak. - Trzeba w 100 procentach potwierdzić cel - mówi mi jeden z żołnierzy.
- I tak przeciwko jednemu z chłopaków wszczęto postępowanie o bezzasadne użycie broni - dodaje kolejny. - Zabrzmi to dziwnie, ale czasem nie warto, za bardzo się wybijać.

Nie jestem za strzelaniem na oślep do wszystkiego co się rusza. Musimy jednak pamiętać, że w Afganistanie jest wojna. Niestety w takich warunkach często zdarzają się sytuacje, że trzeba walczyć o własne życie. Żołnierze w takich chwilach nie powinni myśleć, że zostaną zdegradowani, czy trafią za kratki z łatką mordercy. Po to mają broń, aby w sytuacjach zagrożenia życia swojego i innych jej używać. Chyba, że jest to gadżet, który ma narobić huku przy państwowych uroczystościach.
p.s.zdj. 3 Adam Roik Combat Camera

piątek, 20 maja 2011

Inna rzeczywistość

- Jak wróciłem do kraju, to nie umiałem się odnaleźć - mówi jeden z wojskowych. - Trudno mi to wytłumaczyć. Niby wszystko było takie same, a jednak było jakoś inaczej.
To częsta reakcja żołnierzy po powrocie z misji. Najpierw nie potrafią się doczekać powrotu z Afganistanu, a potem nie potrafią żyć w kraju. U większości to chwilowy stan, który z biegiem dni spędzonych w domu, mija. Sama miałam podobnie. W polskich bazach w sumie spędziłam miesiąc, więc to tylko namiastka tego co mogą czuć chłopaki. Wychodząc z samolotu zaczęło mi czegoś barkować. Potem zrozumiałam, że atmosfery misji, bazy, Afganistanu. Kto był - wie o czym mówię. Tam po prostu jest inaczej...

Kolejny problem sprawiły mi zakupy. Stałam przed serami pleśniowymi i nie wiedziałam, który mam kupić. Po kilku minutach zaczęłam się śmiać sama z siebie. Będąc w bazie rozmawialiśmy o filmie i identycznej scenie. Tylko, że zamiast mnie był żołnierz, który wrócił z Iraku. Na misji nie ma się zbyt dużego wyboru, więc człowiek się odzwyczaja.
Inaczej też toczy się dzień, nie ma zachodów słońca, tylko ktoś gasi światło. Zmartwienia i obawy też są inne. - Problemy tych co zostali w kraju stają się błahe - przyznaje jeden z żołnierzy.
Bo co z tego, że ktoś straci pracę, dostał naganę od szefa, czy zepsuł mu się samochód, w Afganistanie każdego dnia można było zginąć. Z tym trzeba było nauczyć się funkcjonować. Ot taka inna rzeczywistość.

sobota, 14 maja 2011

Misyjne formalności

Gdy żołnierze wsiądą z samolotu czeka ich sporo papierkowej roboty.
Chyba nie ma misjonarza, który przez ostatnie dni w Afganistanie nie myśli o powrocie, kraju, rodzinie. Zastanawia się co będzie robił, na co ma ochotę po kilkumiesięcznym "difakowym" żywieniu, czy o tym, co się zmieniło w najbliższej okolicy.
Ostatnie godziny, minuty...w końcu w Polsce. - Kilka ciepłych słów od dowódcy, zdanie sprzętu i do domu - mówi jeden z żołnierzy.
Na część z nich bliscy czekają na lotnisku. - To zależy, gdzie lądujemy. Jak na drugim końcu Polski, to nie ma sensu, aby rodzina tłukła się tyle kilometrów - dodaje żołnierz.
Zwłaszcza, że zdanie sprzętu może trwać kilka godzin. Wszystko zależy od jego ilości i miejsca oddania. - Potem już tylko dom - mówi wojskowy, który zapytany o pierwszą rzecz jaką zrobił po powrocie, tylko się uśmiechnął.

W wolnym czasie żołnierze gają w siatkówkę. - To namiastka domu - mówią.
Jednak to jeszcze nie koniec misyjnych formalności. Na wszystkich, którzy wrócili z Afganistanu czeka szereg badań. Na ich rozpoczęcie żołnierze mają siedem dni od przylotu. - Sporo tego. Odwiedzamy chyba wszystkich lekarzy, począwszy od chirurga, neurologa, przez laryngologa, okulistę po psychologa i psychiatrę - mówi wojskowy. - Najgorzej jak się trafi na dni szczytu, czyli większą liczbę żołnierzy zrotowanych do kraju. Jak się nałożą na to ci, co wylatują, to na badania trzeba poświecić kilka dni.
Potem tylko czekanie na wyniki na zasłużonym urlopie - jeden dzień, za 10 spędzonych na misji. - Gotuję obiady, spędzam czas z rodziną, gram z chłopakami w piłkę i tak przez dobre trzy tygodnie - przyznaje żołnierz.
...bo nie ma jak w domu.

wtorek, 10 maja 2011

Ranni w Afganistanie

Dziś w godzinach popołudniowych podczas patrolu w prowincji Ghazni, w dystrykcie Qarabagh, jeden z pojazdów został ostrzelany z granatników przeciwpancernych i broni strzeleckiej. Polacy odpowiedzieli ogniem. W wyniku jego wymiany zostało rannych trzech wojskowych.
Na miejsce został wezwany śmigłowiec medyczny MEDEVAC. Ranni żołnierze z zespołu doradczo-łącznikowego OMLT przebywają w szpitalu w Ghazni, ich bliscy zostali poinformowani.
p.s. zdj PIO PKW Afganistan