sobota, 28 kwietnia 2012

Ruch jak na helipadzie, czyli rotacja

Pakowanie, bagaże, zbiórka, śmigłowiec, Sharana, Bagram, Manas i... do domu - tak wyglądał dla ponad 2500 żołnierzy ostatni miesiąc w Afganistanie. Na finiszu rotacja X zmiany z XI. Po czym poznać, że trwa?
- Znów nie ma nic do jedzenia - to standardowy tekst jaki można usłyszeć na DFACU. Jednak podczas rotacji nabiera on jeszcze większego znaczenia, bo ludzi więcej, a produktów niekoniecznie. - Jak do tego wywali gdzieś transport, to już w ogóle masakra - dodaje jeden z żołnierzy.
Przed stołówką pojawiają się kolejki, co po otwarciu kolejnej w bazie Ghazni, było rzadkością. Za to jest masa nowych twarzy. - Zawsze było tu pełno znajomych, teraz są już tylko niedobitki, które czekają na swój wylot do kraju - mówi wojskowy, który zostaje na kolejną zmianę.
Stołówka to nie jedyna oznaka rotacji. Najszybciej można ją zauważyć w Sharanie i Bafie. - Zajmij mi łóżko, nawet na gałęzi - mówią do siebie misjonarze. Czasem nawet w namiocie liczącym 500 miejsc może być problem ze znalezieniem materaca do spania. No i PX. - Rotacja równa się puste półki - mówi jeden
z żołnierzy. - Ci co wylatują robią zakupy do kraju, pozostali zaopatrują się na pół roku misji w okulary, spodnie i dodatkowy sprzęt wojskowy.

Pisząc o rotacji nie można zapomnieć o helipadziie. W ciągu godziny w Ghaznie jest w stanie wylądować blisko dziesięć śmigłowców. Najczęściej są to wojskowe i cywilne chinooki, które przerzucają żołnierzy z bazy do bazy. No i czekanie. To nieodzowny element rotacji, która może trwać nawet ponad dwa tygodnie.

- Tułaczka z lockerami, plecakami, kamizelkami - wymienia żołnierz, który w Afganie spędził ostatnie pół roku. - Jak się wraca, nie ma to już takiego znaczenia, byle do domu.