środa, 28 grudnia 2011

Za późno

Czasem wydaje się nam, że mamy tak dużo czasu. Przekładamy coś, co mamy zrobić dziś na jutro. I to począwszy od błahych spraw do tych najbardziej poważnych. Tylko po co? Zyskujemy kilka chwil dla siebie, ale możemy stracić znacznie więcej.
Na prawie tydzień przed Bożym Narodzeniem chciałam napisać tekst o świątecznej atmosferze w Afganistanie. O tym jak przed siłownią stanęła choinka, jak wspólnie ubieraliśmy naszą. Przystrajając złotymi gwiazdkami drzwi tylko w cienkich bluzach śmialiśmy się, że jakoś dziwnie, bez śniegu i szaleństwa w polskich sklepach. Wtedy nie było czasu siąść do komputera, bo przecież zaraz wigilia. Trzeba było wszystko zaplanować. Nie zdążyłam…

Potem świąteczna atmosfera znikła. Tak bardzo chcieliśmy, aby informacje, które do nas docierały okazały się pomyłką. Było jednak za późno… Na trzy dni przed wigilią zginęło pięciu naszych kolegów i przyjaciół. To nie byli tylko żołnierze, to były moje chłopaki, z którymi żyłam, chodziłam na posiłki, jeździłam na patrole, grałam w siatkówkę…

Cichy był duszą towarzystwa. Na kilka dni przed śmiercią podszedł do mnie i pokazywał zdjęcia córek. Czekał na kolędę w wykonaniu starszej z dziewczynek. Mieliśmy jej posłuchać wszyscy na wspólnej wigilii.

Miał ją przygotować Łysy. – Madzi załatw mi produkty, a zrobię, co będziecie chcieli – mówił. Nie zdążyliśmy wspólnie, całą ekipą gotować. Zabrakło czasu…  Gdy zobaczyłam słoiki z rybą w occie wiedziałam, że to jego.  

Gdy tylko Szczurek mnie widział pytał „co tam dzieciaku”. Jak on szalał za swoimi dziewczynami. Każdy musiał zobaczyć nowe zdjęcia jego córek i żony. Powtarzał, że ciągle biegam i nie mam czasu dłużej pogadać. Teraz tego już nie zmienię.

Podobnie jak tego, aby pokój Szczurka i Bączka znów zapełnił się ludźmi. Łukasz był jednym z nielicznych z nas, który wiedział, co to wojna. Służył na bojówce w Afganistanie. Śmialiśmy się nawzajem z siebie, że trolimy, gdy jedno, albo drugie było przyłapane na leżeniu na łóżku i nic nie robieniu.

Kolka był najmłodszym z nas. Miał zaledwie 22 lata. Chłopaki nazywały go synkiem, a ja ciągle musiałam mu zdejmować nogę z gazu, gdy jeździliśmy po bazie.
Teraz jest już za późno na wspólną rozmowę, gotowanie, mecz… Czasu wcale nie mamy dużo. Każdy z nas ma jego określoną ilość. Nie powinniśmy go marnować.

piątek, 9 grudnia 2011

Dziecięca fantazja

Czasem patrząc na zabawy dzieci jesteśmy przerażeni. Przecież zaraz spadnie, złamie rękę, a nie daj Boże skręci kark. Jednak zapominamy, że sami w ich wieku mieliśmy równie wybujałą fantazję. Bazy budowane na drzewach, czy zabawy w starych, grożących zawaleniem budynkach to było coś normalnego.
W Afganistanie dzieci nie mają gier komputerowych, najnowszych zabawek, za to świetnie potrafią sobie zorganizować czas. – Jak byłem mały to prawie w ogóle nie siedziałem przed telewizorem – przyznaje młody Afgańczyk. – Zawsze brało się piłkę i szło się z chłopakami na boisko. Tu futbol i krykiet to najbardziej popularne gry.

W dziecięcym świecie nie brakuje miejsca na fantazję. Wątpię, czy ktokolwiek w Polsce wpadłby na pomysł, aby puszczać szerszenie na sznurku. Gdy byliśmy w mieście na poboczu drogi grupka maluchów zupełnie nie zwracała na nas uwagi. To dziwne, bo najczęściej machają i wyciągają rączki prosząc o słodycze i długopisy. Ci byli pochyleni i zaabsorbowani czymś innym, a dokładniej plastikową butelką z owadami. Wyciągali je, owijali sznurkiem i zawiązywali supeł, po czym puszczali. – To szerszenie – wytłumaczył mi Afgańczyk. 

Tylko jak to możliwe, że kilkuletnie dzieci łapią je i nie zostają użądlone? – Wystarczy je ogłuszyć, uderzyć czymś – opowiada miejscowy. – Potem urywa się im żądła i wkłada do butelki. Są oszołomione, więc nie ma problemu, aby je wyjąć, a potem puszczać na sznurku.
Dziwne… w sumie w Polsce dzieciaki mają podobne pomysły. – Nie dmuchałaś żaby – zapytała mnie kiedyś z niedowierzaniem przyjaciółka.

Dla nas dorosłych to nie do pomyślenia. Maluchy patrzą na to zupełnie inaczej, bo dziecięca fantazja nie zna granic.