niedziela, 11 września 2011

Nie da się przejść obojętnie

Kiedyś, rozmawiając o Iraku i Afganistanie, usłyszałam zdanie „Irak to bogaty kraj, ale biedni ludzie, Afganistan to biedny kraj biednych ludzi”. I dokładnie tak jest. Podobno w górach ukryte są złoża różnych metali, ale nikogo tutaj nie stać na ich wydobycie. Tu po prostu jest ogromna bieda, a do tego dochodzi 30 lat ciągłej wojny.
W Afganistanie życie jest ciężkie. Klimat też dokłada swoje – albo są susze, albo powodzie. Temperatura sięga 40 stopni Celsjusza, albo minus 20. Rolnicy, ani hodowcy nie mają lekko. Przemysł jest szczątkowy.

- Raz podeszła do mnie dziewczynka, miała może pięć lat – mówi jeden z żołnierzy. – Na rękach miała malutkie dziecko, a na stopach żadnych butów, na sobie tylko brudne i miejscami podarte ciuchy. Ona była w wieku mojej córki… Wtedy niezależnie, czy jej ojciec, czy starszy brat wyjmuje karabin. Człowiek chce pomóc, przecież to dziecko nie jest niczemu winne.
Tak myśli sporo chłopaków. – Początkowo rzadko coś ze sobą braliśmy – mówi żołnierz z PRT (Zespół Odbudowy Prowincji). – Później już nie wyobrażaliśmy, aby ze sobą nie zabrać choćby długopisów, czy cukierków. Uśmiech takiego malucha jest wart o wiele więcej.

Ostatnio podczas patrolu na ziemi leżał starszy mężczyzna. Nogę miał owiniętą workiem foliowym. Nie potrafił się ruszyć. – W takich sytuacjach od razu się reaguje, oczywiście pamiętając gdzie jesteśmy i co może nas spotkać – mówi żołnierz, który jest ratownikiem medycznym. – Wymagał opieki lekarza, ale odkaziliśmy ranę, założyliśmy nowy opatrunek.
Patrząc na ludzi w Afganistanie doceniamy to co mamy. Jeszcze bardziej utwierdza to nas, przynajmniej mnie, że nie można być obojętnym. Nie trzeba dużo - trochę chęci, mała maskotka, nowy bandaż. Czasem wystarczy szczery uśmiech.

wtorek, 6 września 2011

Życie jest za piękne, aby…

Czasem przejmujemy się tak błahymi sprawami. Wydają się one dla nas problemami nie do rozwiązania, łamiącymi serce, czy totalnie załamującymi. Ale czy rzeczywiście takimi są?
Jestem, podobnie jak ponad 2500 żołnierzy, w Afganistanie. Na co dzień zwyczajnie idziemy do pracy, jedziemy na patrol, czy robimy zakupy. Jednak czasem któremuś z nas zabraknie szczęścia… Pożegnanie zmarłego żołnierza, cywila zmienia rytm życia w bazie. 
- Trudno opisać emocje jakie się wtedy pojawiają – mówi jeden z misjonarzy.
Wszyscy są na helipadzie i czekają na śmigłowce, które przetransportują zwłoki do Bagram. Wieczorami płytę lądowiska oświetlają lightsticki. W powietrze puszczane są race. Gdy słychać śmigła helikoptera zapada cisza. Gdy lądują - ściska w gardle i trzyma do momentu oderwania się kół od ziemi.
Nie ma znaczenia czy na trumnie jest flaga polska, amerykańska, czy jakkolwiek inna. – To był jeden z nas – dodaje żołnierz.

Cisza panuje do momentu, gdy śmigłowce znikają za horyzontem. Czasem, jeszcze w trakcie ceremonii, puszczana jest ulubiona piosenka zmarłego chłopaka. Odmawiana jest modlitwa. – Obiecałem twojej siostrze, że przywiozę cię całego, nie dotrzymałem słowa. Usłyszałam na jednym z pogrzebów – mówi cywil, który jest w Afganistanie. – Oni się znali od dziecka. Razem bawili się na podwórku, poszli do szkoły, wstąpili do wojska i pojechali na misji. Razem już nie wrócili…
W takich momentach nie tylko solidaryzujemy się z rodziną zmarłego. Przypominamy sobie, gdzie jesteśmy i z czym musimy się liczyć. – Następnym razem to może być każdy z nas, naszych przyjaciół – mówi żołnierz. – Dziś jesteśmy, a jutro mogą nas żegnać.
Na co dzień się o tym nie myśli, bo można by zwariować. Ale to jest z tyłu głowy…

Życie jest bardzo kruche, ale tez niesamowite. Jest tylu wspaniałych ludzi, miejsc, chwil. Nie wiemy ile mamy czasu, dlatego warto dobrze się zastanowić jak go wykorzystać. Drugiej szansy nie będziemy mieli. Życie jest za piękne, aby je zmarnować.

czwartek, 1 września 2011

Lekcja historii

- Ale ci dobrze, wygrzejesz się, opalisz się i te palmy – usłyszałam przed pierwszym wyjazdem do Afganistanu. Mój miesięczny pobyt zaczął się w listopadzie. Fakt, w pierwsze dni po przyjeździe w ciągu dnia chodziłam w krótkim rękawku, ale szybko się to zmieniło. Zwłaszcza noce były strasznie zimne, a wspomnianych palm nie widziałam.
Wtedy byłam przerażona wiedzą niektórych osób. Teraz, a dokładniej po ostatnim wyjeździe poza bazę uświadomiłam sobie, że mimo, że jestem tu drugi raz, dużo czytam na temat Afganistanu, nadal mało wiem na temat tego kraju.

Przykładowo, że w I/III wieku naszej ery w Ghazni żyli buddyści. Mieli oni klasztor na jednym ze wzgórz. Z budynków, podobnie jak posągów, czy płaskorzeźb, prawie nic nie zostało. Szkoda, bo całość musiała robić wrażenie. Wyobraźcie sobie posąg o długości 15 metrów, przedstawiał Buddę leżącego, a był on jednym z wielu.
Afganistan to przede wszystkim kultura islamu, pojawił się on na tych terenach w IX wieku. Niedługo później Ghazni stało się stolicą państwa, a dokładniej Imperium Ghaznawidów, rozciągającego się od Persji do Indii. Tak było do XII wieku. Po latach świetności zostały tylko dwie wieże na obrzeżach miasta.
To nie jedyne zabytki na terenie prowincji Ghazni. Jest sporo kilkusetletnich mauzoleów i minaretów. No i Stare Miasto, które zostało zbudowane około XII wieku. Trudno uwierzyć, ale nadal mieszkają tam ludzie.

Nie mogę zapomnieć o najnowszej historii. A więc czołgi, śmigłowce i miny, czyli pozostałości po wojnie ze Związkiem Radzieckim. Jest ich pełno.
Sporo tego jak na kraj, który kojarzy się niektórym wyłącznie z talibami i górami, prawda? A to tylko maleńka, mała lekcja historii.  

wtorek, 30 sierpnia 2011

Czas po afgańsku

Afganistan lubi skrajności. Mimo, że jest niesamowicie kolorowy, w rzeczywistości jest czarno-biały. Ludzie są, albo biedni, albo bogaci. Jest, albo bardzo gorąco, albo bardzo zimno. Podobnie jest z czasem, zwłaszcza wolnym. Albo się go ma w nadmiarze, albo nie wie się co te słowa znaczą. - W jednym miesiącu na patrolach spędziłem ponad 200 godzin - przyznaje jeden z żołnierzy.
- Czasem jest tak, że trzeba zastąpić kolegę. Nikt wtedy nie pyta o wolne - dodaje drugi. - Po służbie i kilku godzinach snu wstaje się i jedzie w drogę. Ale tak jest w każdej pracy, czasem trzeba.

Gdy ktoś nie jedzie na patrol, lub ma dzień wolny - też takie bywają - z kolei czasu ma, aż nadto. Jest siłownia, internet, książka i w końcu ... nuda. Zwłaszcza pod koniec zmiany. - Wtedy dni najbardziej się dłużą i nie ma co robić. Człowiek się kręci bez celu - mówi jeden z żołnierzy. - Na początku nie liczy się dni, ale od razu tygodnie.
Podobnie jest i ze mną, stąd te opóźnienie z wpisem. Głowa pełna pomysłów, a czasu brak. W Afganistanie mierzy się go po prostu inaczej.
I sen. Jak tu się człowiek wysypia...Polecam na cierpiących na bezsenność:)

czwartek, 25 sierpnia 2011

Ciemność, widzę ciemność - czyli Maks, Albercik i ...Ghazni

Tyle widać dzięki lampie błyskowej aparatu.
Jak byłam mała wraz z siostrą i kuzynką bawiłyśmy się w kominie po starej piekarni. Wtedy była to dla mnie ciemność absolutna.Chyba każdy miał kiedyś takie wrażanie wchodząc do piwnicy, czy idąc nocą przez las. Teraz wiem, że to nic w porównaniu do afgańskich ciemności. Jeżeli świeci księżyc to nie ma problemu z poruszaniem się po bazie. Gdy go "nie ma" zaczynają się przysłowiowe schody. Jeszcze przed pierwszym wyjazdem do Afganistanu znajomy kazał mi wziąć latarkę, bo bez niej ani rusz. I rzeczywiście.
Dwa razy poszłam na kolację i o niej zapomniałam. Komórka w takiej sytuacji się nie sprawdza. Tu jest totalna ciemność. Widzi się na odległość wysuniętej ręki i to nie zawsze. Przykładem może być jedno z miejsc gdzie jest stolik i ławka. Siedząc nie widać blatu. W takich ciemnościach już nie jedna osoba uderzyła w zaparkowany samochód, czy klimatyzator.
Nie ma żadnych świateł, łuny pochodzącej z miasta jest ciemność, no i gwiazdy na wyciągnięcie ręki.

środa, 24 sierpnia 2011

Na dobry początek

Nie mogło być inaczej - przywitały mnie góry

i niesamowite widoki.

Początkowo nieliczne drzewa,

a potem

spore tereny zielone.

poniedziałek, 15 sierpnia 2011

Życie jest nieprzewidywalne

Jutro wylatuje do Afganistanu - ja też jestem w szoku. Gdyby ktoś powiedział mi w czerwcu, że tak będzie na pewno bym nie uwierzyła. Jasne, jeżeli mowa byłaby o innych zmianach, przeprowadzce, nowej pracy...ale nie o powrocie do Ghazni - na marginesie bardzo mnie to cieszy. Miałam inne plany, równie mocno zmieniające moje życie, ale zupełnie w inną stronę. Okazało się, że to co było dla mnie stałe i pewne prysło, a pojawiło się coś zupełnie innego. Potwierdza to moje przekonanie, że życie jest totalnie nieprzewidywalne, ale przez to piękne. Nigdy nie wiemy co nas jeszcze czeka... a może coś równie, a nawet bardziej fascynującego. Fakt, o szczęście trzeba walczyć, ja planuję:) No, koniec prywaty, do pracy, a następny wpis już z Bagram.
p.s. Przepraszam za tak długą ciszę. Zmiany nie są takie złe, teraz z pierwszej ręki będę pisała o Afganistanie.