czwartek, 23 czerwca 2011

Złudna wiara

W Ghazni rzadko można zobaczyć kobietę w towarzystwie mężczyzny.
Czasem tak bardzo czegoś pragniemy, że nie dostrzegamy prawdy, rzeczywistości, która jest wokół. Świat widzimy taki jaki byśmy chcieli, a nie jaki jest. Boimy się zmian. Ale czy da się żyć marzeniami i wiarą, że wszystko będzie po naszej myśli...
- Mąż był w Afganistanie, to była jego, a raczej nasza pierwsza misja - mówi żona jednego z żołnierzy. - Wyjechał niedługo po ślubie. Pieniądze mieliśmy przeznaczyć na mieszkanie. Wytrzymaliśmy rozłąkę i strach przed tym, że może nie wrócić. Najtrudniej było na początku z powodu tęsknoty i przyzwyczajenia się do tego, że go nie ma oraz na końcu, kiedy zauważyłam, że się zmienia. Po powrocie nie był agresywny, ale był inny. Ciągle się kłócimy, nawet o najmniejsze rzeczy. Kiedyś znajdowaliśmy kompromis, teraz zapomniał co to oznacza, zawsze ja muszę odpuścić.

Znacznie częściej w swoim towarzystwie.
Gdy usłyszałam te słowa zaczęłam się zastanawiać, czy to tylko wina misji. Czy możemy każde zachowanie tłumaczyć rozłąką, zagrożeniem życia, problemami? A może, żadne z dwóch osób się nie zmieniło i zawsze takie było. - Nigdy nie było mnie w tym związku - mówi jeden z misjonarzy. - Robiłem to co ona chce, może żeby nie było kłótni... sam nie wiem dlaczego. Gdy przyjaciel zwrócił mi na to uwagę, tylko mu się dostało. Kilka miesięcy po powrocie rozstaliśmy się, miałem już dość.
To nie Afganistan był przyczyną. Był raczej możliwością spojrzenia na wiele spraw z innej perspektywy. Zrozumienia, że związek nie jest idealny, jak się wcześniej wydawało. Nie jest się w nim sobą, nie można rozwijać swoich pasji, czy mówić o tym, co jest nie tak, bo wywołuje to awanturę. Ale jeżeli tak jest, czy to jeszcze jest związek, a nie pasożytnictwo jednej ze stron?
Nie można żyć wiarą, że w końcu będzie dobrze, że będzie tak jakbyśmy chcieli. Życie jest  za krótkie, o czym doskonale wiedzą misjonarze, aby spędzić je na ciągłej walce, nie w Afganistanie, ale w Polsce, walce o szczęście.

12 komentarzy:

  1. Pani Magdo kiedy można się spodziewać następnych, wpisów ;)
    Czekam z niecierpliwością

    OdpowiedzUsuń
  2. żona misjonarza30 lipca 2011 15:29

    no własnie, najbardziej się boję tego co będzie po powrocie. To 3 misja mojego męża ale nasza wspólna pierwsza i mam nadzieję ostatnia. Jest mi ciężko znieść samotność i opowiadać 16 miesięcznemu synkowi, że gdzieś tam w świecie jest jego tatuś i chyba kiedyś do niego wróci.
    Bardzo się boję, że przez te pół roku oboje się zmienimy i /lub spojrzymy na nasz związek z innej perspektywy. Przed wyjazdem nie było dobrze to co będzie po powrocie? nie wiem czy dam radę przetrwać jego aklimatyzację.

    OdpowiedzUsuń
  3. Spokojnie, nawet jeśli coś się zmieni będzie was trzymała razem miłość do synka ;)
    Jestem pewna że wszystko będzie Ok.

    OdpowiedzUsuń
  4. Wszystko zależy od dwóch osób. A nie ma co się martwić na zapas, raczej trzeba się starać się, aby nie było źle.

    OdpowiedzUsuń
  5. a jak się do to żeby było lepiej ;P

    OdpowiedzUsuń
  6. Nie zgadzam się z Panią i nie sądzę aby Pani wiedziała co my czujemy i stawiała błędne diagnozy bo Pani się wydaje. Nigdy nie była Pani w naszej sytuacji i pewnie już nie będzie i nie ma Pani prawa dawać błędnych rad czy oceniać sytuację bo nie wie Pani o czym piszę.

    Wpis Pani obraża tylko nas kobiety które czekają, kobiety żołnierzy na misji.

    OdpowiedzUsuń
  7. Zmienia się wiele -fakt! ale trudno oczekiwać,żeby taki skok cywilizacyjno-kulturowy pozostał bez echa -Magda ma racje!!! -wszystko zależy od dwóch stron -DWÓCH!!!
    nie od 'wydaje mi się...' i nie od 'bo koleżanka mówiła...'a już na pewno NIE od 'OBAWIAM SIĘ!' związek -to przede wszystkim porozumienie i nie ma tu znaczenia czy dzieli Was ściana mieszkania czy 3000 km -o relacje dbamy tak samo!!!
    i zanim ktoś mi również napisze,że NIE MAM PRAWA powiem,że jestem żoną żołnierza -ze stażem kilku misji.

    ps. na litość boską kobieto zastanów się co Ty wygadujesz -czy kiedy Twój mąż pracowałby w kopali też mówiłabyś dziecku,że 'tatuś chyba kiedyś do niego wróci'!!! Ty masz problem i owszem,ale nie z dzieckiem tylko ze swoim własnym podejściem do Afganistanu, misji i wyjazdu...

    OdpowiedzUsuń
  8. a skąd panie wie że pani magda nie bd w pani sytuacji.?

    OdpowiedzUsuń
  9. WITAM JA RÓWNIEŻ JESTEM ZONA ŻOŁNIERZA KTURY JEST NA MISJI W AFGANISTANIE MAMY DWOJE DZIECI 5 LAT I 11 MIESIĘCY CHŁOPCY JA IM MÓWIE ZE TATA WRÓCI A STARSZEMU OPOWIADAM ZE TATA JEST DALEKO TAKA MA PRACE NIEDŁUGO DO NAS WRUCI POKAZUJE ZDJECIA ,ALE CO DO TEGO ZE MAZ SIE ZMIENIL TO PRAWDA JESTESMY SZCZEŚLIWYM MAŁZENSTWEM I SIE KOCHAMY ALE TERAZ GDY MAZ DZWONI SZŁYSZE W JEGO GŁOSIE OZIEBŁOSC TYLKO NO ALBO TAK GDY KONCZY ROZMOWE: TO DO JUTRA" ANI NIE OKAZUJE ANI NIE MÓWI KOCHAM WAS TO NAJBARDZIEJ JEST PRZERAZAJACE CZEMU TU W POLSCE OKAZYWAŁ NAM TYLE MIŁOŚCI A BEDAC TAK DALEKO I WIEDZAC ZE TERAZ NAJBARDZIEJ GO POTRZEBUJEMY NIE MÓWI NAM TEGO NAWET PISZAC ZNIM NA GG PISZE ZE GO KOCHAM TO NIEMAM ZJEGO STRONY ODPOWIEDZI I POPROATU SIE MARTWIE GDY ZADAJE MU TO PYTANIE PRZEZ TELEFON ZMIENIA TEMAT I TYLE POPROSTU AFGANISTAN ZMIENIA CZŁOWIEKA I NAJTRWALSZY FACET MOZE SIE ZŁAMAC DLATEGO TEN KTO TAM NIEBYŁ TAK JAK ZONY KTURE TEGO NIE PRZEZYŁY NIC OTYM NIE WIEDZA PROSTE TAKIE JEST ZYCIE A ZYC TRZEBA DALEJ KOBIETY TRZYMAJCIE SIE CIEPLUTKO I BADZMY DOBREJ NADZIEJI ZE NASI MAZOWIE SZCZESLIWIE DONAS WRÓCA POZDRAWIAM

    OdpowiedzUsuń
  10. Najczęściej spowodowane jest to warunkami jakie tu panują. Nie ma się możliwości na spokojną rozmowę. Zawsze ktoś jest obok, więc nie ma mowy o prywatności. Domyślam się, że o to chodzi. Ale to fakt Afganistan zmienia ludzi i nastawienie do świata. Widzę po sobie i po chłopakach. Nie zawsze na gorsze, czasem jest po prostu inaczej. pozdrawiam i trzymaj się

    OdpowiedzUsuń