poniedziałek, 29 listopada 2010

Najemnicy, żołnierze czy bohaterowie?

Jedni mówią po co nam ta misja. Drudzy, że nie stać nas na Afganistan. Trzeci, że dzięki niej żołnierze zdobywają doświadczenie...ja wiem jedno - chłopaki tu na miejscu odwalają kawał dobrej roboty.

O patrolach nie dużo się mówi, do kraju dochodzą tylko sygnały o zabitych i rannych. Mało kto zastanawia się jak wygląda dzień z życia żołnierza z grupy bojowej. Wyjazdy poza bazę, które są codziennie, to kilka, a nawet kilkadziesiąt godzin na nogach. Zmęczenie, stres i koncentracja, aby nie stracić kolegi i własnego życia.
Znacznie częściej padają jednak słowa najemnicy, przecież sami chcieli, po kasę pojechali... Żaden z chłopaków nie wypiera się, że był to argument, ale ważne były też inne, jak doświadczenie, kariera zawodowa, adrenalina.
Czy nie każdy z nas cywilów tego samego oczekuje od pracy? A jeżeli to nie przekonuje zakompleksionych rodaków, to może warto zmienić zawód i przyjechać do Afganistanu. Będzie okazja do zarobienia pieniędzy i posmakowanie tego "lekkiego" kawałka chleba.

ps. 2 i 3 zdj. Adam Roik z Combat Camera.

niedziela, 28 listopada 2010

Matematyka jest wszędzie

Podobnie jak w Polce wojsko przyciąga spojrzenia, zwłaszcza wśród najmłodszych.
W szkole w afgańskiej wiosce, którą niedawno odwiedziłam, uczniami są wyłącznie chłopcy, nauczycielami - mężczyźni. Wchodząc na plac od razu w oczy rzuca się spora ilość rowerów i ławek, przy których uczą się młodsze dzieci. Starsi mają do dyspozycji dwa, małe pomieszczenia w niewielkim budynku.

Ze względu na brak szkolnych budynków wakacje są w zimie.
Można byłoby się spodziewać, że jeżeli warunki są tak złe, a klasy przepełnione to poziom nauczania będzie równie niski co standard szkoły. Nic z tych rzeczy. Okazało się, że jeden z nauczycieli na zapomnianej przez świat wiosce mówi po angielsku. Wprawdzie popełniał błędy, ale swobodnie rozmawiał z żołnierzami. Gdy wojskowy podszedł do tablicy i z głowy wymyślił zadanie z matematyki, wskazany przez profesora uczeń nie miał najmniejszego problemu z jego rozwiązaniem.
Niestety humaniści, matematyka jest wszędzie, nawet w lepiance niedaleko Ghazni.

Nie wiem czy bym rozwiązał to zadanie - mówił z uśmiechem jeden z wojskowych.

piątek, 26 listopada 2010

Ghazni w obiektywie

Kochany NFZ

Z trzech żarówek samochodowych działa tylko jedna.
Osoby, które narzekają na naszą służbę zdrowia powinny zobaczyć szpital w Afganistanie. Warunki sanitarne poniżej normy - to bardzo delikatnie powiedziane. Odrapane ściany, brak kanalizacji, a więc toalety są na zewnątrz. Woda wprawdzie jest, ale nie ma odpływu, więc pod kranami podstawione są miski. W lampach, które są w salach zabiegowych czy operacyjnych - samochodowe żarówki, a stół na którym leży pacjent jest przykryty brudną folią, a pod nią masa kurzu. Do tego dochodzą braki w personelu i brak pieniędzy na szkolenia dla przyszłego. A więc ten nasz NFZ nie jest taki zły, jak widać zawsze może być gorzej.

Sterylizatory narzędzi nie wróżą dobrego samopoczucia po zabiegu.

Dzieci i prezenty

Afganistan na pewno będzie kojarzył mi się z dziećmi, a raczej całą masą maluchów. Dziś po raz pierwszy byłam w Ghazni. Wydawałoby się niewielkim miasteczku, jednak mieszka w nim blisko 150 tysięcy osób. Na niezbyt zatłoczonych ulicach, gdy tylko wysiadaliśmy z samochodów, pojawiały się tłumy gapiów.  Najwięcej było dzieci. Otaczały nas z wszystkich stron, wysuwały rączki i prosiły o cokolwiek. Gdy tylko, któryś z wojskowych dawał długopisy, lizaki czy kolorowe bransoletki pojawiały się kolejne maluchy. Dla naszego bezpieczeństwa, ale także małych Afgańczyków żołnierze robili to tylko w wyznaczonych rejonach. - Potrafią się bić nawet o najdrobniejsze rzeczy – mówi jeden z żołnierzy. 
Dzieci są także bardzo sprytne. Byłam świadkiem jak trójka afgańskich chłopców dostała kolorowe opaski na rękę. Jeden z nich zamiast jednej otrzymał trzy. Od razu schował nadmiar do kieszeni, wszystkim pokazywał, że ma jedną i chciał kolejną. Proszą o wszystko i nie mają umiaru. Zabierają nawet gazety, których i tak nie potrafią przeczytać.

Dzieci bardzo często wałęsają się po ulicach bez opieki dorosłych. Młodszymi opiekują się starsze. Ledwo trzymając je na rękach podchodzą do żołnierzy. Należy na nie uważać. W Afganistanie nawet dzieci mogą być niebezpieczne. Mali chłopcy z najbiedniejszych plemion obrzucają wozy i żołnierzy kamieniami. Dla nich to oznaka odwagi, dla nas spora szansa urazu.
Afganistan, co może zaskoczyć, jest pełen intensywnych barw. Kolorowe są ciężarówki, czy sklepiki z migającymi neonami. Podobnie z ubraniami, zwłaszcza wśród najmłodszych. Dominuje róż i niebieski. Dziewczynki mają sukienki pełne cekinów. Szkoda tylko, że ich życie nie jest tak kolorowe jak ich ubrania.


czwartek, 25 listopada 2010

Wieczór pod gwiazdami

Na misji trzeba liczyć się ze wszystkim. Plany można zostawić w kraju. Za to zawsze należy mieć przy sobie margines czasu i cierpliwości, bo w ciągu kilkunastu minut wszystko może się zmienić.
Patrol miał wyjechać około południa, potem popołudniu, w końcu wieczorem opuściliśmy bazę. Około godziny 17 zaczęło robić się zimno, jeszcze gorzej było później. Żołnierze jednak cały czas byli w pełnej gotowości. Moja kamizelka, która po kilku godzinach zaczęła ciążyć, jest o wiele lżejsza od wojskowej, gdzie jest dodatkowe wyposażenie. Do wszystkiego należy doliczyć broń. Jednak nikt nie narzekał. Wręcz przeciwnie podgrzewali temperaturę opowieściami i żartami. - Jesteśmy tu jak jedna wielka rodzina - mówili żołnierze z jednostki ze Świętoszowa.
Ostatecznie mój pierwszy wyjazd zakończył się dwa kilometry od bramy bazy. No cóż ... margines się przydaje. Może w chłodzie, ale za to pod gwiaździstym niebem spędziłam czas z fajną i dość wielką familią.

wtorek, 23 listopada 2010

Szaleństwo czy pasja?

Gdy powiedziałam, że planuję wyjazd poza bazę cześć żołnierzy zareagowała wielkimi zdziwionymi oczami. - Poważnie chcesz jechać, ale po co... - pytali. Mnie z kolei zaskoczyła ich reakcja. Przecież m.in. po to tu przyjechałam - pokazać jak najwięcej tego co dzieje się na misji. Nie tylko życie w bazie, ale także poza nią.
Chłopaków, którzy codziennie jeżdżą na patrole nikt o to nie pyta. Taką mają pracę, ja też. 

Pytanie po co jadę pojawiało się bardzo często zanim jeszcze wsiadałam do wojskowego samolotu. Gdy ktoś dowiedział się, że w sporej części sama pokryłam koszty związane z pobytem w Afganistanie spoglądał jak na wariata. A dla mnie to praca połączona z pasją poznawania ludzi...żołnierzy, miejscowych. Pobyt tu to dla młodego dziennikarza spore doświadczenie i satysfakcja.
A może prawdziwa pasja ma wiele wspólnego z szaleństwem...