wtorek, 30 sierpnia 2011

Czas po afgańsku

Afganistan lubi skrajności. Mimo, że jest niesamowicie kolorowy, w rzeczywistości jest czarno-biały. Ludzie są, albo biedni, albo bogaci. Jest, albo bardzo gorąco, albo bardzo zimno. Podobnie jest z czasem, zwłaszcza wolnym. Albo się go ma w nadmiarze, albo nie wie się co te słowa znaczą. - W jednym miesiącu na patrolach spędziłem ponad 200 godzin - przyznaje jeden z żołnierzy.
- Czasem jest tak, że trzeba zastąpić kolegę. Nikt wtedy nie pyta o wolne - dodaje drugi. - Po służbie i kilku godzinach snu wstaje się i jedzie w drogę. Ale tak jest w każdej pracy, czasem trzeba.

Gdy ktoś nie jedzie na patrol, lub ma dzień wolny - też takie bywają - z kolei czasu ma, aż nadto. Jest siłownia, internet, książka i w końcu ... nuda. Zwłaszcza pod koniec zmiany. - Wtedy dni najbardziej się dłużą i nie ma co robić. Człowiek się kręci bez celu - mówi jeden z żołnierzy. - Na początku nie liczy się dni, ale od razu tygodnie.
Podobnie jest i ze mną, stąd te opóźnienie z wpisem. Głowa pełna pomysłów, a czasu brak. W Afganistanie mierzy się go po prostu inaczej.
I sen. Jak tu się człowiek wysypia...Polecam na cierpiących na bezsenność:)

2 komentarze:

  1. "... czasu brak. W Afganistanie mierzy się go po prostu inaczej." Zgadza się, nie tylko mierzy, ale i określa też. Przekonałem się o tym, kiedy dowódca batalionu ANA (kandaku)wyznaczył czas rozpoczęcia zadania na "30 minut po świcie". Kiedy poprosiłem o pdanie konkretnej godziny, przyszło mi dowiedzieć się, że nie ma takiej potrzeby. Po prostu, Islam określa świt, jako ten moment, kiedy można odróżnić białą nić od czarnej, nie używając sztucznego oświetlenia.
    Na HWY1 wyruszyliśmy punktualnie.

    OdpowiedzUsuń
  2. Dlaczego mnie to nie dziwi:) i ulubione słowo tomorrow tzn może jutro, może za 2 dni, albo tydzień, pozdrawiam i gratuluję cierpliwości

    OdpowiedzUsuń