sobota, 29 stycznia 2011

O krok za wrogiem

Po ostatnich wydarzeniach w Afganistanie przypomniały mi się słowa jednego z saperów, którego spotkałam na szkoleniu w Kielcach. "Zawsze będziemy krok za talibami" - mówił.
Gdyby nie fakt, że mają coraz lepszą broń i konstruują coraz bardziej niebezpieczne ładunki najprawdopodobniej nadal na patrole żołnierze jeździliby wyłącznie Hummerami. Okazuje się, że jeszcze do niedawna tak odporne na IED Rosomaki zaczynają nie wystarczać. - Dwukrotny kontakt z tym cholerstwem wystarczył, aby kumpel pojechał do domu - mówi jeden z żołnierzy. - Wychodził z nich cało. Powiedział, że do trzech razy nie będzie próbował. 
- Bo i tak najważniejsze jest szczęście - dodaje kolejny.
Ale szczęściu można pomagać choćby przez dobre kontakty z miejscową ludnością. Podczas jednego z patroli przed MRAP - a wyskoczył Afgańczyk. Nikt nie wiedział co się dzieje. - Przecież mogła to być zasadzka - opowiada jeden z uczestników zdarzenia. - A on tylko stanął i powiedział, że kilka godzin temu byli w tym miejscu jacyś ludzie i coś zakopywali. Okazało się, że IED. Ten człowiek uratował nam życie. To bardzo dziwne uczucie, gdy wiesz, że mało brakowało...
Ale nie wszyscy tacy są. Jedni są z talibami, albo po prostu się ich boją. I znów ten krok za wrogiem.
p.s. zdj. Adam Roik, Combat Camera

poniedziałek, 24 stycznia 2011

Nie tak mieliśmy ich witać w kraju

Zdobyć doświadczenie, zobaczyć trochę świata, zarobić, pomóc innym i ... wrócić. Tego wszystkiego nie udało się zrobić. Starszy szeregowy Marcin Pastusiak i ratownik medyczny Marcin Knap zginęli podczas sobotniego patrolu. W południowo-wschodniej części prowincji Ghazni ich Rosomak najechał na minę pułapkę.
"Oddali swoje życie w służbie drugiemu człowiekowi" - mówił podczas wczorajszej mszy żałobnej ksiądz kapitan Rafał Kaproń.
Stanowczo za wcześnie wracają do domu. Starszy szeregowy Marcin Pastusiak miał 26 lat, Marcin Knap 34 lata.
ps. zdj. Artur Weber

środa, 19 stycznia 2011

Księżniczki Ghazni

Baba, babie nie równa.
Patrole, ostrzały, wybuchy...czy między tym jest miejsce na puder i lokówkę? - To chore, gdy pytam kobietę w bazie czy najpierw jest żołnierzem, czy kobietą, a ona odpowiada, że wojskowym - mówi jeden z saperów.
Na obecnej zmianie w Afganistanie jest niecałe 40 kobiet na 2600 żołnierzy, czyli statystycznie na jedną panią przypada 65 panów. Dla większości nie ma to żadnego znaczenia, ale niektóre ten fakt mobilizuje. Nie tyle do dbania o siebie, co do strojenia się. Jakie było moje zaskoczenie, gdy idąc pod prysznic zobaczyłam kobiety z prostownicami i dobrze wyposażonymi kosmetyczkami: puder, cienie, tusz do rzęs i czarna kredka pod oczy. Do tego koniecznie gładkie nogi, a więc depilator, bo... 
- Wojna, nie wojna kobietą trzeba być - usłyszałam od jednej pani w Ghazni.
Części mężczyzn się to podoba, kolejni żołnierze nie zwracają uwagi, jeszcze innych - bawi. - Ciesz się, ciesz za pięć miesięcy znowu będziesz brzydka - mówią ci najbardziej złośliwi. - Tu każda z pań może się dowartościować.
Tylko czy makijaż i nienagnana fryzura coś dają? Urodę czy seksapil się ma lub nie. Jedna z dziewczyn z grupy bojowej nie potrzebowała "tapety" na twarzy, aby być atrakcyjna. - Dla mnie najważniejsze na misji jest to, że nawzajem z chłopakami możemy na sobie polegać - mówi wojskowa.
- Na co dzień lubię ostry makijaż, ale nie wyobrażam sobie tego w Afganistanie. Wszechobecny kurz, do tego latem wysokie temperatury, a przede wszystkim nie ma na to czasu - dodaje inna.
Kobiety na misjach nie powinny przestawać dbać o siebie, choćby dla własnego samopoczucia. Ale księżniczki powinny zostać w domu i wojnę zostawić żołnierzom.

poniedziałek, 17 stycznia 2011

Wojskowa orkiestra

Orkiestra zagrała także w bazie Warrior.
Wrócę jeszcze do wydarzeń z zeszłego tygodnia, a dokładniej do Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy. - Coś jest takiego w tej imprezie, co przyciąga - mówi jedna z wolontariuszek. - Pomagamy dzieciom, ale nie tylko o to chodzi. To też ten wyjątkowy orkiestrowy klimat.
Dało się go także poczuć w polskich bazach w Afganistanie. Tamtejszy XIX Finał WOŚP różnił się od tych, które odbyły się w wielu polskich miastach. W kraju to nic nadzwyczajnego - są wolontariusze, puszki i koncerty. W bazach to odmiana. Dzień, który jest zupełnie inny od pozostałych. - Często nie wiemy czy jest niedziela, czy wtorek. Tu dni są takie same - mówi jeden z "misjonarzy".
Finał dla żołnierzy był nie tylko odskocznią od monotonii bazowego życia. - Każdy stara się pomóc jak tylko może - dodaje wojskowy.
Chłopaki na aukcję, a tym samym na leczenie dzieci, przekazywali to co mieli: jedni szaliki z logiem ulubionego klubu żużlowego, inni pamiątkowe coiny, kolejni koszuli z nazwą jednostki. - Pomagam maluchom i mam unikatową rzecz jak t-shirt GROMowców - mówi jeden z żołnierzy.

Jak tylko pogoda pozwoli żołnierz odda wylicytowany strzał z Dany.
Sporą atrakcją cieszyła się możliwość oddania strzału z działa o kalibrze 152 mm, czyli z Dany. Ostatecznie wylicytowano ją za 320 dolarów. Oczywiście nie mogło zabraknąć tradycyjnego światełka do nieba. Równo o 20 czasu afgańskiego niebo nad bazami rozjaśniły żółte i czerwone race. I tak dzięki wojskowej orkiestrze na leczenie maluchów trafi 13 tysięcy dolarów i 6 tysięcy złotych.
p.s. zdj. 1 chor. Wojciech Kluczewski

piątek, 14 stycznia 2011

No i przyszła zima

Podczas mojego pobytu w Afganistanie wszyscy czekali na śnieg, na mrozy, a przede wszystkim na spokój. - Zimy w górach nawet talibowie nie wytrzymują - mówi jeden z żołnierzy. 
Gdy w Polsce ona ponownie zaskoczyła drogowców, w Afganistanie świeciło piękne słońce i nie było ani jednej chmury, która zapowiadałaby śnieg.

Aż do wczoraj. Rano totalne zaskoczenie, amerykański kulig po bazie i bitwa na śnieżki. - Wystarczy, że jedna osoba rzuci i się zaczyna - mówi z uśmiechem wojskowy. Radość nie trwała długo, popołudniu już nie było śladu po białym puchu.
p.s. zdj archiwum prywatne opolskich logistyków

niedziela, 9 stycznia 2011

Mali kombinatorzy

Kombinatorstwo to chyba wrodzona cecha każdego dziecka. W podstawówce, gdy nie miałam odrobionego zadania domowego siadałam na zeszyt, bo moja nauczycielka wcześniej się zorientowała, że chowam go w plecaku. No cóż lepszy minus za brak zeszytu, niż pała za brak pracy domowej. Dzieci starają się oszukać dorosłych, aby jak najwięcej ugrać na własną korzyść i tak jest chyba, w każdym zakątku świata. Na pewno w Afganistanie nie jest inaczej.

Doskonale widać to w relacjach z wojskowymi. Gdy tylko żołnierze wychodzą z wozów od razu dookoła nich pojawia się wianuszek dzieci. Wiedzą, że to okazja do dostania słodyczy, kolorowych opasek, czy latawców. - Bardzo często podchodzą z młodszym rodzeństwem na ręku i pokazują, że podarunek jest dla malucha - mówi jeden z żołnierzy. - Gdy tylko coś dostaną, biorą to dla siebie.
Nie potrafią zrozumieć, że dana rzecz jest wspólna. Nie pomaga nawet system kolejkowy z wydawaniem prezentów. Najwięcej gadżetów mają najsilniejsi w grupie, którzy aby je zdobyć biją pozostałych. Dlatego mały Afgańczyk gdy tylko coś otrzyma od razu to chowa. Zwłaszcza jak dostał kilka sztuk więcej niż reszta.

Trzeba kombinować, aby coś mieć. Dla niektórych taki tok myślenia nie mija z wiekiem.

wtorek, 4 stycznia 2011

Specjalny konflikt

W Afganistanie stacjonują dwie jednostki do działań specjalnych: Grom i I Pułk Specjalny z Lublińca. Nie od dziś wiadomo, że jednostki nie pałają do siebie zbytnią sympatią.
- Piechota na spadochronach - mówią GROM- owcy.
- Lanserzy z większą swobodą, ale nie większymi umiejętnościami - odpowiadają chłopaki z Lublińca.
Napięte stosunki podkręcił dodatkowo materiał tvn, który mówi o nieudanej akcji I Pułku. Chodzi o odbicie dwóch afgańskich policjantów z rąk talibów. Jak podają informatorzy telewizji "akcja była totalnie spartaczona przez co zakładnicy zginęli" i jak sami przyznają była ona efektem konfliktu między jednostkami.
Co nie dziwi, Dowództwo Wojsk Specjalnych odmówiło komentarza dziennikarzom. Ile w tym wszystkim jest prawdy, a ile wbijania przysłowiowych "szpil" nie wiadomo. Jeżeli jednak sprawa ujrzała światło dzienne powinna zostać wyjaśniona. Albo oczyścić honor chłopaków z Lublińca, albo wyciągnąć wobec nich konsekwencje. Może warto zając się tym specjalnym konfliktem, bo przecież działania tych jednostek nie powinny być znane szerszemu gronu, w tym także talibom. W końcu nie będą potrzebować rozpoznania, wywiadu wystarczy internet i przegląd prasy.
p.s. zdj. Adam Roik, Combat Camera